Ostatni dzień zimowego pobytu na Teneryfie powitał nas deszczem. Nasz lot powrotny zaplanowany był dopiero na późne popołudnie, więc do wykorzystania mieliśmy jeszcze sporo czasu. Postanowiliśmy spróbować złapać więcej słońca w stolicy Santa Cruz de Tenerife. Miasto położone jest na północnej części wyspy znanej z bardziej kapryśnej pogody, szczególnie o tej porze roku. Niestety ulewny deszcz nie zachęcał nawet do wyjścia z samochodu, więc poszukaliśmy na mapie co ciekawego można jeszcze zobaczyć w drodze na lotnisko. Wybór padł na tereny spacerowe w pobliżu miejscowości Abades. Jadąc na południe Teneryfy wciąż liczyliśmy na poprawę pogody i ...nie pomyliliśmy się. Już po około 10 minutach jazdy trasa zrobiła się sucha, a słońce przyjemnie grzało :)
Na miejscu zostawiliśmy samochód w pobliżu Playa Grande, gdzie stoją ostatnie zabudowania. Dalej można dojechać kamienistą drogą w stronę latarni morskiej lub pójść na spacer wydeptanymi szlakami wzdłuż wybrzeża . My oczywiście wybraliśmy drugą opcję. Miejsce okazało się bardzo klimatyczne. Wspaniałe formy skał wulkanicznych stworzone w walce sił lawy i oceanu, dzikie plaże i naturalne baseny oraz barwna roślinność adaptująca się do niesprzyjających warunków podłoża.
Przy okazji warto wspomnieć, że bardzo pozytywną stroną wysp kanaryjskich jest wiele darmowych miejsc postojowych. Nawet w stolicy, gdzie planowaliśmy zwiedzić ogród botaniczny zlokalizowany w turystycznym sercu miasta, nie było problemu ze znalezieniem miejsca na bezpłatnym parkingu. Nie inaczej jest oczywiście, w takim mniej komercyjnym miejscu jak półwysep, na którym się znaleźliśmy i bez problemu można tu zaparkować samochód lub kamper.
W pobliżu latarni morskiej nasz spacer po tej okolicy mógłby się właściwie skończyć, ale moją uwagę przykuły nagle opuszczone budynki widoczne mniej więcej kilometr dalej. Miasto widmo na Teneryfie? Dlaczego wcześniej o tym nie słyszałem? Mamy jeszcze czas, więc szybko decydujemy - Jedziemy tam!

























Brak komentarzy:
Prześlij komentarz