13 marca 2023

Trędowaci w raju - historia Sanatorio de Abona

Ostatni dzień zimowego pobytu na Teneryfie powitał nas deszczem. Nasz lot powrotny zaplanowany był dopiero na późne popołudnie, więc do wykorzystania mieliśmy jeszcze sporo czasu. Postanowiliśmy spróbować złapać więcej słońca w stolicy Santa Cruz de Tenerife. Miasto położone jest na północnej części wyspy znanej z bardziej kapryśnej pogody, szczególnie o tej porze roku. Niestety ulewny deszcz nie zachęcał nawet do wyjścia z samochodu, więc poszukaliśmy na mapie co ciekawego można jeszcze zobaczyć w drodze na lotnisko. Wybór padł na tereny spacerowe w pobliżu miejscowości Abades. Jadąc na południe Teneryfy wciąż liczyliśmy na poprawę pogody i ...nie pomyliliśmy się. Już po około 10 minutach jazdy trasa zrobiła się sucha, a słońce przyjemnie grzało :)

Na miejscu zostawiliśmy samochód w pobliżu Playa Grande, gdzie stoją ostatnie zabudowania. Dalej można dojechać kamienistą drogą w stronę latarni morskiej lub pójść na spacer wydeptanymi szlakami wzdłuż wybrzeża . My oczywiście wybraliśmy drugą opcję. Miejsce okazało się bardzo klimatyczne. Wspaniałe formy skał wulkanicznych stworzone w walce sił lawy i oceanu, dzikie plaże i naturalne baseny oraz barwna roślinność adaptująca się do niesprzyjających warunków podłoża.





Przy okazji warto wspomnieć, że bardzo pozytywną stroną wysp kanaryjskich jest wiele darmowych miejsc postojowych. Nawet w stolicy, gdzie planowaliśmy zwiedzić ogród botaniczny zlokalizowany w turystycznym sercu miasta, nie było problemu ze znalezieniem miejsca na bezpłatnym parkingu. Nie inaczej jest oczywiście, w takim mniej komercyjnym miejscu jak półwysep, na którym się znaleźliśmy i bez problemu można tu zaparkować samochód lub kamper.

W pobliżu latarni morskiej nasz spacer po tej okolicy mógłby się właściwie skończyć, ale moją uwagę przykuły nagle opuszczone budynki widoczne mniej więcej kilometr dalej. Miasto widmo na Teneryfie? Dlaczego wcześniej o tym nie słyszałem? Mamy jeszcze czas, więc szybko decydujemy - Jedziemy tam!







Jak się okazuje, te niedokończone i opuszczone budynki mają ciekawą, a zarazem tragiczną historię. W połowie lat 40. XIX wieku wyspę dotknęła fala trądu. Władze zdecydowały odizolować chorych w oddalonej od innych ludzi osadzie Sanatorio de Abona. Miały się tam znaleźć m.in. szpital, kaplica oraz krematorium. Budowa rozpoczęła się w 1943 r., ale została przerwana, ponieważ przed jej ukończeniem opracowano antybiotyk leczący chorobę. W efekcie nie było już potrzeby izolowania chorych, a miejsce zostało porzucone. 








Przez kolejne lata pojawiały się różne pomysły na zagospodarowanie terenu. Budynki były nawet wykorzystywane przez hiszpańskie siły zbrojne, a ostatnie plany włoskiego dewelopera legły w gruzach. Dziś ten niestrzeżony teren przyciąga odwiedzających mroczną historią i licznymi graffiti. 







Naszą wizytę w tych okolicach zakończyliśmy w miasteczku Abades, które powstało poniżej opuszczonej osady. Nowe, białe zabudowania kontrastują z ruinami kościoła w tle. W pobliżu znajduje się kilka dobrych restauracji i niewielka plaża. Atrakcyjne miejsce dla miłośników nurkowania i motolotniarstwa. Bardzo miłe zwieńczenie naszej wyprawy :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz