27 lipca 2019

Düsseldorf ...a raczej Kiefernstraße


Do Düsseldorfu wpadliśmy na chwilę, bo wieczorem czekał na nas Bon Jovi ;)  Planując tylko kilka godzin na zobaczenie czegoś ciekawego w okolicy, natknąłem się na informację o alternatywnej Kiefernstraße. Zapowiadało się dość kolorowo, bo ulica jest znana głównie z graffiti, squotów oraz aresztowań terrorystów :)

Po przybyciu na miejsce i zaparkowaniu samochodu nic jeszcze nie zapowiadało specjalnych wrażeń. Murale stały się dość popularną formą ozdabiania fasad budynków i pierwsze kamienice nie wyróżniały się niczym awangardowym. Sprawiały raczej wrażenie zadbanych i odremontowanych oraz "grzecznie" ubarwionych.



Klimat zmienia się wraz z dotarciem do narożnej kamienicy. Tutaj właśnie znajduje się legendarny klub punkowy AK-47. 







Każda kolejna kamienica ma unikalną dekorację i niepowtarzalny klimat. Niektóre murale podkreślają pochodzenie jej mieszkańców, inne są abstrakcyjnymi dziełami. 





W latach 80-tych Kiefernstraße stała się domem dla uchodźców oraz schronieniem dla bezdomnych. Dziś żyje tutaj około 800 osób aż 40 różnych narodowości. Elewacje kamienic traktowane są przez mieszkańców także jako miejsce do wyrażania swoich poglądów politycznych i społecznych.






Najciekawsza wizualnie jest strona z nieparzystymi numerami domów. To tutaj właśnie wciąż mieszkają dawni squottersi, choć dziś już na oficjalnych umowach najmu.




  

Miłym akcentem jest parapet bookcrossingowy, czyli miejsce darmowej "wymiany" książek. Znalazł się też kącik na podobną inicjatywę związaną z odzieżą i drobnymi przedmiotami codziennego użytku.



Historia i ludzie z Kiefernstraße byliby z pewnością świetnym scenariuszem filmu dokumentalnego. Pomimo niechlubnej historii i złej opinii, nie czuliśmy tam żadnego zagrożenia. Podczas robienia zdjęć nikt nas nie zaczepiał, a nieliczni lokatorzy, których spotkaliśmy byli zajęci raczej "nicnierobieniem", relaksując się na fotelach i kanapach wyniesionych na zewnątrz :)



18 lipca 2019

Antwerpskie diamenty


Naszą weekendową przygodę z Antwerpią rozpoczęliśmy od północnych dzielnic. Pogoda początkowo nas nie rozpieszczała i sesja na terenach poprzemysłowego Park Spoor Noord musi jeszcze poczekać. Udaliśmy się więc nad pobliską zatokę portową, gdzie znajduje się jedna z architektonicznych ikon Antwerpii - budynek Port House. Śmiały projekt został oparty na zaledwie kilku filarach nad dawnym budynkiem straży pożarnej. Cały kompleks mieści obecnie biura Urzędu Portu w Antwerpii.



Wymieniając najważniejsze budowle Antwerpii nie można zapomnieć o głównej stacji kolejowej. Dla przeciętnego turysty takie miejsca kojarzyć się mogą raczej z bezdomnymi śpiącymi na ławkach i kolejkami po bilety. Antwerpen-Centraal to dla odmiany neobarokowe dzieło sztuki, które warto zobaczyć również wewnątrz.







Mieszkańcy Antwerii najwyraźniej lubią budować. Rozkopane ulice i główne skrzyżowania, rusztowania i potężne żurawie stawiające nowe ściany są wpisane w krajobraz miasta.





Na szczęście są również miejsca, gdzie współczesne elementy nie będą nam zakłócały zabytkowego charakteru i klimatu. Jednym z nich jest beginaż wybudowany w 1554 r.  Na cały kompleks składa się kościół i około 40 domów, które otaczają dziedziniec. Ten zaciszny zakątek to oaza spokoju w centrum zatłoczonego miasta. Beginaż jest dostępny dla wszystkich. Należy jednak pamiętać, iż jest to miejsce wciąż zamieszkane przez świeckich mieszkańców Antwerpii, dlatego podczas zwiedzania należy zachować ciszę.









Niejednokrotnie przekonaliśmy się, że wchodząc w niepozorne bramy i zaułki można trafić na wyjątkowo atrakcyjne miejsca. W samym sercu miasta znajduje się urokliwy zakątek Vlaeykensgang. 











Miłośników antyków, rękodzieła, sztuki i poszukiwaczy skarbów z pewnością zainteresuje Kloosterstraat. Wzdłuż ulicy znajduje się mnóstwo knajp, pubów i alternatywnych sklepików pełnych osobliwości. To tutaj pod numerem 15 odkryliśmy przypadkiem piękną galerię w zabytkowej kamienicy, gdzie mogliśmy bezpłatnie podziwiać znakomite fotografie w ciekawie zaaranżowanych wnętrzach. W niedzielę trafiliśmy także na fajną inicjatywę Markt Van Morgen, mającą charakter pikniku połączonego z promocją sztuki rękodzieła.






Warto przespacerować się uliczkami w pobliżu rzeki i głównego rynku. Skrywają one wiele atrakcji i malowniczych miejsc.











Bogactwo kulturowe miasto zawdzięcza aż 177 nacjom, które tu mieszkają. Przekłada się to również na znakomitą i różnorodną kuchnię. Nam udało się zasmakować oryginalnych dań m.in. z Malezji, Maroka i Meksyku, serwowanych w małych lokalach prowadzonych przez pasjonatów tradycyjnej kuchni. Szukając oryginalnych smaków warto udać się również na lokalne China Town. 

Antwerpia słynie z diamentów. My odkryliśmy nasze własne, a wiemy, że jeszcze czekają na nas kolejne - zarówno brylanty jak i te mniej "oszlifowane". Zatem "Tot ziens Antwerpen!"